35 lat jedności | „Dziękuję, panie Kohl!”
„Mieliśmy najlepszą sól w całych Niemczech, a mimo to zostaliśmy zlikwidowani” – ubolewa Bernd Schmelzer. Pracował w kopalni potasu w Bischofferode , która stała się synonimem wschodnioniemieckiej traumy Treuhand, ale także symbolem wschodnioniemieckiego oporu przeciwko upokorzeniu, wywłaszczeniu i pozbawieniu praw. Sala w warsztacie pisarskim Rohnstock Biographies w Berlinie-Pankow jest pełna, a zainteresowanie jest duże – zarówno słuchanie, jak i uczestnictwo.
Literaturoznawczyni i językoznawczyni Katrin Rohnstock, urodzona w Jenie w 1960 roku, prezentuje swoją najnowszą książkę pod redakcją, „Wielki szok”. Chwali ją jako nowość w bogatej literaturze poświęconej Treuhandowi (Treuhand), ponieważ daje ona głos osobom dotkniętym tragedią. Prezentowana książka nie jest trzeźwą analizą socjologiczną wielkiej katastrofy w NRD po 1990 roku, lecz raczej doświadczeniami, rozczarowaniami, emocjami – szczerymi, szokującymi i imponującymi. Niniejsza kompilacja jest efektem 30 wzorcowych salonów opowieści o życiu , na które Katrin Rohnstock i jej zespół zaprosili ludzi w Turyngii w latach 2023/24. Wspólna pamięć była bardzo owocna.
Od prostych robotników po kierowników produkcji w byłych przedsiębiorstwach państwowych (VEB) zatrudniających od 500 do 2000 pracowników, dają świadectwo tego, co stało się z nimi po zjednoczeniu Niemiec. Ich losy są reprezentatywne dla czterech milionów bezrobotnych w NRD na początku lat 90. Wyprzedaż i likwidacja ich firm, z którymi się utożsamiali, była dla nich tragedią. Nie tylko kolektyw pracy, wspólnota i poczucie wspólnoty zniknęły z dnia na dzień, ale bezrobocie, lęk egzystencjalny, a nawet bezdomność były nieznane w NRD i teraz spadły na nich niczym złowieszcze widma. Praca znaczyła dla nich więcej niż zapewnienie sobie środków do życia. Do tej bolesnej straty dołożyło się zdumienie, że upragniona demokracja okazała się kłamstwem i oszustwem. Nie wspomniano o współdecydowaniu. Ich losy negocjowano za zamkniętymi drzwiami. Wkrótce wybuchły protesty. Przecież nie po to ludzie wyszli na ulice NRD jesienią 1989 roku. Nie tak wyobrażano sobie zjednoczenie, gdy głosowano nad jego realizacją.
„Setki miejsc pracy zostały zlikwidowane, jeden dział po drugim został wydzielony” – wspomina Bernd Schmelzer. „Nasza fabryka «Thomas Müntzer» została zredukowana do pierwotnej wielkości. Dom kultury i stolarnia, przychodnia zakładowa z lekarzem rodzinnym i dentystą, warsztaty mechaniczne i dział transportu, nowo wybudowany zakład produkcji dóbr konsumpcyjnych, kuchnia zakładowa, zakłady szewskie i szwalnicze oraz salon fryzjerski – wszystko to zostało zamknięte”. To był początek. „Zakład stopniowo zamykano. Fakt, że byliśmy najnowocześniejszą i najbardziej rentowną kopalnią potasu w NRD i że nasza kopalnia będzie nadal produkować dobrą sól przez 40 lat, nie miał znaczenia. Pod koniec 1992 roku przychodnia zakładowa, w której pracowała moja żona, została zamknięta”. Trudno o bardziej niesmaczne i bezceremonialne: w Boże Narodzenie, 24 grudnia 1992 roku, znalazła w skrzynce pocztowej wypowiedzenie umowy. Ojciec i matka Schmelzera również otrzymali tego samego dnia listy z wypowiedzeniem.
Również dla Bernda Schmelzera wkrótce nadeszła gorzka godzina: „»Działalność jest nieopłacalna« – powiedziano nam. Ostateczne zamknięcie zakładu zaplanowano na koniec 1993 roku”. „Un-Treuhand”, jak nazywano tę instytucję na demonstracjach i wiecach w NRD pod patronatem Birgit Breuel z Hanoweru, nie liczył się z dumą górników. Załoga rozpoczęła strajk głodowy, który przyciągnął uwagę całego kraju, a nawet świata. Kiedy pierwsi koledzy zasłabli i musieli trafić do szpitala, zazwyczaj najpóźniej w ciągu dwóch tygodni, Bernd Schmelzer był jednym z tych, którzy wypełnili lukę. „Miałem ze sobą szczoteczkę do zębów i grzebień; to było wszystko, czego potrzebowałem. Na pryczy obok mnie leżał szkielet w górniczym hełmie, a nad nim napis »Dziękuję, panie Kohl!«”.
Wytrzymał 14 dni. Prasa, radio i telewizja były obecne. Obecni byli wybitni artyści, pisarze i sportowcy, w tym Stefan Heym i Ruth Fuchs, wschodnioniemiecka mistrzyni olimpijska w rzucie oszczepem. Państwo Puhdy dali koncert solidarnościowy. Strajkujący otrzymali kosze pełne poczty, a także darowizny pieniężne i rzeczowe. Schmelzer ze szczególną wdzięcznością wspomina Bodo Ramelowa, wówczas jeszcze prostego sekretarza związku zawodowego, który wspierał górników, a nawet doradzał im w kwestiach prawnych, mimo że jego związek mu tego zabronił. Cóż, to również jest częścią prawdy: główne zachodnioniemieckie związki zawodowe zachowywały się tchórzliwie, brakowało im solidarności i podstępnie, bezlitośnie porzucając wschodnioniemieckich robotników i pracowników. I wkrótce zapłaciły za to cenę.
Ale wracając do Bischofferode i Bernda Schmelzera: „Kopalnia została zamknięta. Dobra sól była tam jeszcze przez dziesięciolecia, ale z powodów politycznych decyzja zapadła na niekorzyść Bischofferode. Chodziło ewidentnie o zyski innych. Poszło dokładnie tak, jak uczyliśmy się na lekcjach wiedzy o społeczeństwie… Pod koniec 1993 roku podpisaliśmy wynegocjowane porozumienie o rozwiązaniu umowy. Odmowa wykonania umowy oznaczałaby utratę odprawy. Każdy z nas otrzymał 7000 marek niemieckich”. Tanio zbyto. „My, mieszkańcy Bischofferode, trafiliśmy zbiorowo do tak zwanego zakładu pracy. Instytucje edukacyjne i podobne organizacje dostrzegły swoją szansę i za wszelką cenę zaczęły organizować kursy przekwalifikowujące. Cieśle zostali przekwalifikowani na piekarzy, piekarze na rzeźników, a rzeźnicy na elektryków; szkolenie było celem samym w sobie, bez żadnych konkretnych miejsc pracy”. Terapia zajęciowa, sprzedawana jako środek tworzenia miejsc pracy (ABM). Obiecano park biznesowy z miejscami pracy, wspomina Schmelzer podczas premiery książki w Pankow. Dziś tego nie ma. „Zaufajcie nam” – prosiliby wówczas politycy swoich górników. „Straciłem wtedy to zaufanie i do dziś go nie odzyskałem”.
Podobne wspomnienia mają dawne, głównie żeńskie, pracownice fabryki pończoch Esda w Diedorf, fabryki porcelany Henneberg, fabryki mebli w Eisenberg i VEB Relaistechnik w Großbreitenbach. Również tutaj 90 procent pracowników stanowiły kobiety, w tym Petra Enders, burmistrz Großbreitenbach od 1999 roku. Najgorsze, jak potwierdza, było poczucie, że nie jesteśmy już potrzebne. „Ale mimo to nie chciałyśmy się poddać” – brzmi podpis Reginy Rißland, która walczyła o zachowanie firmowego przedszkola Relaistechnik.
Dyskusja wokół premiery książki była ożywiona, znacznie przekraczając ramy czasowe przewidziane na taką premierę. Redaktor „Bauernecho”, dziennika Demokratycznej Partii Rolniczej Niemiec (DBD), który kiedyś sprzedawał się w nakładzie 225 000 egzemplarzy, doniósł o jego przejęciu i likwidacji przez zachodnioniemiecki konglomerat medialny. Starszy dyrektor VEB Ingenieurhochbau Berlin, „jednej z najbogatszych firm w kraju, z doskonałymi mistrzami budowlanymi, kreślarzami, kierownikami projektów i pełnym portfelem zamówień”, doniósł o jej sprzedaży za bezcen małemu austriackiemu przedsiębiorcy, „który budował proste domy jednorodzinne” – i oczywiście przeholował, przez co musiał ogłosić upadłość. Fascynujący był również drobny spór między przedstawicielem Państwowej Komisji Planowania NRD a technologiem żywności. On: „Gospodarka NRD nie chorowała. Spłaciliśmy wszystkie długi za granicą”. Ona: „Ale dlaczego musieliśmy importować rodzynki za drogie dewizy?”
Lukas Stoll, który badał akta Treuhand dotyczące Relay Combine, stworzył prawdziwy thriller polityczny. Po zniesieniu 30-letniego embarga, młody mężczyzna z Frankfurtu nad Menem, urodzony w 1991 roku, przejrzał ponad 10 000 stron w Archiwum Federalnym w Berlinie, aby ustalić: Czy zachodnioniemieccy inwestorzy wypchnęli firmę z rynku za pomocą Treuhand? A może firma upadła z powodu własnych działań? Nic dziwnego: to Bawarczycy grali w diaboliczną grę. Głównym celem eliminacji konkurencji na Wschodzie była firma Schaltbau AG w Monachium. Konkluzja prawnika: „W żadnym momencie nie ma dowodów na to, że Treuhandanstalt podjął poważną próbę przywrócenia konkurencyjności firmy. Zachodnioniemiecki konkurent w tej samej branży nie był zainteresowany tworzeniem własnej konkurencji. Fakt, że ta naturalna okoliczność w kapitalizmie nie została wówczas dostrzeżona przez polityków, jest niezrozumiały i, ostatecznie, tragiczny”.
Książka, którą warto przeczytać. Potwierdza ona słowa redaktora gazety „Bauernecho” z okazji premiery: „Treuhand był po prostu psem na smyczy, którego można było przywołać z powrotem, gdyby ktoś chciał”. Ale nie tego chcieli politycy.
A propos: Rohnstock i jej zespół odegrali również kluczową rolę w organizacji wystawy objazdowej Fundacji Róży Luksemburg na temat Treuhand, która od 2019 r. z powodzeniem podróżuje po Niemczech.
Katrin Rohnstock (red.): Wielki szok. Niemcy Wschodni opowiadają o konsekwencjach polityki Treuhand. Bebra-Verlag, 240 stron, miękka oprawa, 22 euro. Najbliższe czytanie: w najbliższą środę, 24 września, o godz. 18:00, Freizeithaus Weißensee, Pistoriusstraße 23, Berlin.
nd-aktuell